Poważna sprawa - kupno dobrego i taniego wózka spacerówki

Był piękny wrześniowy poranek. Wraz z moim bratem Fryderykiem wybrałem się na grzyby pojeździć na rowerach. Nic nie zapowiadało dalszego ciągu zdarzeń. Jeździliśmy już dobrą godzinę, gdy nagle Fryderyk zaproponował abyśmy poskakali sobie z „hopki”. Nigdy tego nie robiłem, więc zaproponowałem żeby on skakał pierwszy. Skoczył. Był to długi lot. Zdawało mi się, że trwa wiele minut, tak naprawdę nie trwał nawet pół. Upadł i znieruchomiał. Już wiedziałem, co się stało. Fryderyk był bez kasku.
W mojej głowie przez sekundę powróciły wspomnienia z naszych dziecięcych lat, gdzie mama kupiła modny wózek dziecięcy, w którym obydwoje siedzieliśmy mając 3 latka.

Biegnąc do niego widziałem krew na jego twarzy i głowie. Nie ruszał się. Dobiegłem do niego i pierwsze, co zrobiłem to sprawdziłem puls. Wyczuwalny, ale słaby, jakby, o zgrozo, zapadł w śpiączkę. Wiedziałem, co nieco o samarytance, gdyż wraz z kolegami z harcerstwa odbyliśmy kurs pierwszej pomocy. Od razu odciągnąłem rower i przeniosłem brata na równy teren, Teraz widziałem dokładnie ranę. Nie była zbyt głęboka, lecz krwawiła obficie. Niewiele myśląc zdjąłem swoją koszulkę, porwałem ją i opatrzyłem ranę. Tylko tyle mogłem zrobić. Nagle zdałem sobie sprawę, że nie wziąłem komórki i nie mogę wezwać karetki. Upewniwszy się, że Rafał leży prosto i nic mu się nie stanie pobiegłem szukać pomocy. Nie musiałem szukać długo, gdyż już na górce ujrzałem ludzi. Szybko dopadłem szczytu wzniesienia i podbiegłem do zdziwionych ludzi. Poprosiłem żeby zadzwonili po karetkę, bo mieliśmy wypadek, z początku byli nieufni, więc pobieżnie wyjaśniłem im sytuację. Od razu się zgodzili.
Karetka przyjechała po piętnastu minutach. Piętnastu minutach pełnych niepewności, oczekiwania i strachu. Tak bałem się. Choć nie miałem pewności i bez opinii specjalisty nie mogłem stwierdzić na pewno, to przypuszczałem śpiączkę. Gdy przyjechała karetka lekarz stwierdził, że dobrze się spisałem. Sanitariusze zmienili mój opatrunek i wnieśli Fryderyka na noszach do karetki. Wsiadłem z nimi i pojechaliśmy do szpitala. Była to najgorsza podróż w moim życiu. Już byłem niemal pewny, że mój brat jest w śpiączce. Wszystko na to wskazywało. Leżał bez ruchu, puls miał zwolniony. Dojechaliśmy wreszcie do szpitala. Znalazł się na bloku operacyjnym. Znowu przed oczami pojawiły się różne wspomnienia. Mamy, taty, siostry i brata.
Lekarze oznajmili, ze brat jest w śpiączce i nie wiadomo kiedy się obudzi. Więcej nie usłyszałem. Zemdlałem. Tego było za wiele. Ze zwykłej śpiączki można się jeszcze wybudzić. Ale ze śpiączki Alfa… Nie, to było właściwie niemożliwe. Prawdopodobieństwo, że Fryderyk się obudzi wynosiło niewiele..
Obudziłem się. Leżałem w szpitalnym łóżku. Ktoś do mnie podszedł, ale nie zauważyłem kto. Znowu zemdlałem.
Teraz rozbudziłem się naprawdę. Właściwie to COŚ mnie obudziło. To COŚ… nie wiem jak to określić. To tak jakby połowa mnie odchodziła. Czułem się okropnie, nie fizycznie, lecz psychicznie. Brat to brat, rodzina, ktoś najbliższy mi na tym świecie.

[Głosów:0    Średnia:0/5]
PODZIEL SIĘ
Poprzedni artykułEtapy rozwoju noworodka
Następny artykułDźwięki dla dzieci

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here